poniedziałek, 19 listopada 2012

Melancholija serce rozwija ...

Jeszcze niedawno pisałam, że listopad jest chłodny i wietrzny i na spacery nie będę chodzić, tylko pisać posty :) Tu jak na razie sytuacja się nie zgadza, ponieważ jak na ten miesiąc, pogodę mamy całkiem znośną, choć dużo chmur, a słońca mało. Posty się same nie piszą i weny często kompletnie brak, nie mówiąc już o czasie na wszystko ... Na spacery jednak chodzę takie listopadowe, melancholijne. Po zapomnieniu i ogniu w tańcu sobotnim, przyszedł czas na niedzielę. Choć słońce walczyło z chmurami cały dzień i momentami przebijało się, jedno było pewne to one wygrają. Biało-szare obłoczyska snujące się nad naszymi głowami. Latem królujesz ty słońce, późno jesienią my i nikt nam tego panowania nie odbierze. Było okrągłe, duże i pomarańczowe ale nie zdołało przezwyciężyć refleksyjnego nastroju. Nawet nie załapało się na zdjęcie, choć tak pięknie przecież starało się pozować nad Zalewem Zegrzyńskim.


Życie tu zamarło. W lipcu i sierpniu to co innego, ale 18 listopada, ciężko w tych okolicach, zobaczyć ludzi, prędzej można spotkać konia no i świnki albo koziołka matołka ...


Myślę, że jest im zimno i smutno. Nie mają się gdzie wybiegać, a niektóre są w naprawdę maleńkich klatkach jak na przykład lisek srebrzysty, który bał się wszystkiego. Roztaczają one niezły smród i to dodatkowo sprowadza nas w niziny melancholii, naćpaliśmy się, miastowi zapach zwierzęcia czują momentalnie na dłoniach i pragną je jak najszybciej umyć :) Serock .... godzina po 15, 16 może ... niedziela. Spotykamy jednego żywego człowieka z wiadrem i wyobrażamy sobie, że wymordował całe miasto, a na końcu żonę, idzie z wiadrem wody, żeby zmyć krew. Nieźle. Jest kościół, trakt spacerowy, rynek, ratusz, czy co tam, robi się zimno i zapada zmrok ... Spotykamy drugiego żywego człowieka.


I czerwone jabłka na suchym drzewie bez liści. Czy ta sceneria nie pasuje do horroru? :) Potem jest już całkiem, ciepło, przytulnie i zwyczajnie, jesz, patrzysz na kominek, kelner z wadą wymowy stara się być przyjemny. Głowa cały czas chce sprawić wrażenie, że boli, sama już nie wiem czy tak jest. W końcu łykam tabletkę. Ciemno wszędzie, głucho wszędzie co to będzie, co to będzie. Rozmawiamy o omdleniach. Płacz świetnie pasuje do takiego dnia, jest jego dopełnieniem. Prowokuje do ciekawych rozmów oczywiście refleksyjnych i melancholijnych. Ludzie i ich obawy. Wiem, że nie tylko mnie one dopadają pod koniec jesieni, pod koniec roku, pod koniec dwudziestki, pod koniec mieszkania z rodzicami, pod koniec pewnego etapu. Niepewność. Ta droga czy inna. Ten czy ta. Co myśli Twoja głowa, co jego. Robić tak czy inaczej, żeby nie żałować. Jesień przynosisz trudne emocje. Zmęczona po weekendzie, to się zdarza. Dziś zamiast biegać na siłowni, potrzebowałam wieczoru w domu, z ciepłym kotem leżącym obok, z pieczeniem ciasta, jedynym które umiem i z moim blogiem, może jeszcze z książką i filmem, tak dobrze, tak potrzebny taki wieczór nastrojowy, ciepły, spokojny i wyciszający jak dawniej. Lubię moje życie i melancholię też, kiedy jest prawdziwa i szczera, bez niej byłoby nudno jak bez innych różnorodnych emocji.


Każdy problem ma swoje rozwiązanie. Trudno nie powielać i żyć bez tych truizmów. Jeżeli masz jakiś problem, pamiętaj, że zawsze możemy porozmawiać choć nie wiem jak byłby denny i powtarzający się i trudny dla Ciebie. Założenia są pozytywne, ale różnie to może wyjść, tak to życie ma. Gosia jesienny Melancholik dziękuje za uwagę.

1 komentarz:

  1. "Koniec pewnego etapu...Robić tak czy inaczej, żeby nie żałować" u wszystkich zmiany! dorastanie poza płaceniem czynszu ma swoje plusy....dzieje się :D zmiany, zmiany, zmiany:) a jesienna malancholia jest nieunikniona...może to skutek uboczny naszych romantycznych dusz...buahahahah

    OdpowiedzUsuń